wtorek, 14 stycznia 2014

Z zaśnieżonego Podhala...



Przez cały tydzień liczyłam na to, że w Sromowcach, w niedziele się wyśpię. Jednak po siódmej rano słyszę głos taty. Budzi mnie z prośbą, abym poszła na poranną mszę, żeby później móc zastąpić go w opiece nad Wiktorem, gdy mojego brata i jego żony nie będzie w domu. Trzeba wstać… Zerkam za okno i od razu polepsza mi się humor, gdy widzę padający śnieg. Zimy nie lubię, ale jak już jest zimno, to niech chociaż będzie ładnie.

Tak jak zapowiedział tata, przedpołudnie spędzam układając klocki i oglądając książeczki z bratankiem. Zresztą cały dzień upływa pod znakiem Wiktora - wszak świętujemy jego pierwsze urodziny i właśnie z tego powodu przyjechałam do domu. Po obiedzie dom zapełnia się dziadkami, ciociami, wujkami i kuzynami solenizanta, który to, zaraz po zdmuchnięciu świeczki na torcie, robi sobie popołudniową drzemkę, nie zważając na gości.

Zbliża się 18:09, czyli godzina o której odjeżdża ostatni bus do Nowego Targu. Żegnam się z rodziną. Zobaczymy się za miesiąc. Mam nadzieję, że na trochę dłużej niż tym razem. Chciałabym w końcu iść na spacer z psem. Ale nawet taki przyjazd na 27 godzin ma sens – trochę się wyśpię, porozmawiamy przy stole i cały ten czas spędzam z rodziną, nie oszukując się, że będę się uczyć w domu.

Książki wiozę w plecaku, ponieważ liczę na to, że te 3 godz. podróży wykorzystam na lekturę. Niestety miejscowy bus nie jest wyposażony w oświetlenie do czytania, ale dzięki temu mogę podziwiać zaśnieżony krajobraz Spiszu i Podhala. Pada całkiem mocno, a na jezdni jest szklanka (wiem, że ciężko w to uwierzyć będąc w Krakowie). Zerkam na zegarek – powinnam zdążyć na autobus do Krakowa o 19. Wysiadam na przystanku na alejach. Trochę dziwi mnie, że nie ma na nim tłumów oczkujących na Szwagropola. Po dwóch minutach orientuję się , że coś tu chyba nie gra i dostrzegam informację, że przystanek jest wyłączony z ruchu. O nie… Nie mogę przecież czekać pół godziny na kolejny kurs, jest mi za zimno.

W ogóle Nowy Targ jest dla mnie „miastem chłodu”: po skończeniu liceum stał się dla mnie stacją przesiadkową, z której jak najszybciej chcę wyjechać. Tym bardziej, że zimą (która trwa pół roku) zawsze mocno wieje. Chyba jedynym ciepłym skojarzeniem z tym miastem jest 7NtDH-ek i kilku znajomych z liceum.

Ale teraz nie jest mi zimno, bo zaczynam biec na przystanek naprzeciw remontowanego dworca. Po drodze otwiera mi się plecak, na szczęście w porę się orientuję i nie muszę zbierać moich manatków z chodnika. Na światłach widzę Szwagropol. Marne szanse, żebym go dogoniła. Gdy docieram na przystanek okazuje się, że jest sporo pasażerów, więc autokar jeszcze stoi. Zdążam, ale już nie ma miejsc siedzących. Czytać nie mam w takim razie szans. Chyba sobie porozmyślam, bo ciężko robić coś innego w takich warunkach.

Docieram do mieszkania. Krótka rozmowa ze współlokatorkami, jak spędziłyśmy weekend i siadam do pisania. Jeszcze przede mną kilka godzin tego wieczoru, ale planuję je spędzić na lekturze rozdziału „Teorii osobowości” lub tekstów o intonacji i jeszcze tej doby położyć się spać, więc mogę spokojnie opisać ten dzień, nie obawiając się, że pominę coś interesującego. Jeśli będzie inaczej, to podzielę się tą niespodzianką na blogu.

Tatrzański Związek Drużyn Harcerek
pwd. Kasia Pierwoła

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz