sobota, 28 czerwca 2014

Piątek w pasjach

Momentem kulminacyjnym całego roku pracy w szkole była wczorajsza GALA końcorowoczna, podsumowująca także 25 lecie działania Społecznej Trójki. Jest to spotkanie uczniów, rodziców, nauczycieli, absolwentów i sympatyków na spektaklu przygotowanym pod kierunkiem nauczyciela teatru przez szkolną społeczność. Występujemy na deskach Teatru Ludowego. Jest profesjonalnie i godnie. W tym roku miałam w niej podwójny udział:
1. byłam suflerem prawokulisowym na 2,5 godzinnym przedstawieniu – co było mi przeznaczone odkąd zostałam harcerką w zastępie Suflerki zza kurtyny.
2. byłam częścią piramid gimastycznych prezentowanych przez grono pedagogiczne.
Reflektory prosto w oczy, słychać okrzyki zachwytu uczniów, a ja równocześnie staram się tak wybić do stania na rękach, żeby koleżanka wuefistka złapała mnie jedną ręką. Lubię takie emocje.


tu zdjęcia z przedstawienia.

Po powrocie do domu zostałam zainspirowana do kolejnych wyzwań w zakresie giętkości i elastyczności przez dwa z trzech kotów (Miszę - Złamasa i Pirata - Czarnego), jakie ze mną mieszkają. Zatem przede mną program Wyginam śmiało ciało.



Dziś (piątek) mogłam oddać się swoim pasjom – wychowaniu dziecka, podróży i spotkaniom, jakie towarzyszą harcerstwu.
Pierwszych 5 godzin spędziłam z 17 miesięcznym Kubą. Obserwacje dzieci w reakcjach na kontakt, na nowe sytuacje, w ich komunikacji – jest czymś, co mnie fascynuje i nieustannie poszerza doświadczenia pedagogiczno-psychologiczne. Dziś rozwijaliśmy samodzielność, kontakty społeczne i umiejętność wymiany z rówieśnikami. Polem manewrów był plac zabaw.

 

Plac zabaw umożliwia też spotkania towarzyskie z moją grupą rówieśniczą - dziś akurat z Olgą. Zdarza się też z Marianną. Każdy ma to co lubi - Kuba małe koleżanki, a ja duże : )


Także tam obserwuję u siebie inne naturalne reakcje niż u pozostałych obecnych tam dorosłych. Siadam w jednym miejscu i zerkam na poczynania Kuby z dystansu. Większość rodziców i opiekunów nie oddala się od dziecka dalej niż kilka metrów. A ja czuję, że mu wtedy zabieram przestrzeń i pozbawiam ćwiczenia odwagi, zaradności i samodzielności. Jak czegoś potrzebuje to i tak przychodzi. Poza tym zupełnie nie ciekawi mnie siedzenie w piasku albo stanie pod zjeżdżalnią. Wolę poczytać Politykę.



Jednak jest w tym pewien porządek – aby zapewnić mu bezpieczeństwo, nie zniekształcam jego instynktu i nigdy nie pomagam mu wejść na nic, na co sam wejść nie umie. Wyjątkiem jest huśtawka. I czuję, że to działa. Nie spada z niczego więcej razy niż przeciętne dziecko z rodzicem nieopodal. A jak wchodzi na coś to nie prosi, żeby mu pomóc – sam decyduje czy da radę czy się boi. Trudnością jest to, że taki dystans budzi lęk u innych dorosłych i albo sami z siebie pomagają gdzieś Kubie, albo mi zwracają uwagę albo patrzą z tzw. „wyrzutem”.
Dla mnie najlepszym wyznacznikiem słuszności takiego podejścia jest sam Kuba.
Płacze jak się uderzy - co jest naturalną konsekwencją - zajmuje mu to od 6 do 20 sekund.
Ale nie płacze jak wychodzimy z placu zabaw - co czasem robią inne dzieci - zabierane z niego siłą, przekupstwem, historyjkami, nakazami i straszeniem - co jest konsekwencją zachowania ich opiekunów a nie ich samych.

Ale jak Kuba spada ze zjeżdżalni i wskutek tego płacze (albo nawet nie!) to słyszę pytania „gdzie twoja mama?” a potem spojrzenia, jak można było do tego dopuścić.



Jak dzieci płaczą w ramionach opiekunów wynoszących ich z placu zabaw to słyszę głosy pełne zrozumienia, że tak trzeba, że idziesz spać, że w domu czeka mama, że już tu więcej nie przyjdziemy i jest pełna akceptacja takich zachowań przemocowych.
I żeby nie było, ja czasem stwarzam Kubie okazje do przeżywania frustracji - ale staram się mu pokazywać zależności przyczyna- skutek i nazywać świat.
Gdy np. chce wyjść na zewnątrz, ale nie chce ubrać butów - czasem i 40 minut prowadzimy taki dialog:
-chcesz wyjść?
-chcę.
- to przynieś buty.
- nie
I tu szlocha pod drzwiami i woła, żeby go wypuścić. I od nowa.

Swoją drogą, dzięki temu zaobserwowałam rzecz, której wcześniej nie byłam świadoma.
Wiecie jak zjeżdża ze zjeżdżalni nieinstruowane 16 miesięczne dziecko, że czuje się z tym bezpiecznie?
na brzuchu - nogami w dół :D
No nic, czas weryfikuje różne moje hipotezy odnośnie wychowania. A propos placu zabaw pamiętam historyjkę z Martą, której wcześniej towarzyszyłam w rozwijaniu kompetencji sprawności ruchowej. Marta wlazła na bardzo wysoką konstrukcję z drabinek i nie potrafiła z niej sama zejść. Kwadrans ją przekonywałam, siedząc na ławce, że skoro weszła to zejdzie. Podjęła 5 prób i za piątą się wreszcie udało. Ale muszę przyznać, nie było to wcale dla niej łatwe, musiała zaufać mi na słuch, że jak się jeszcze trochę puści rękami to stopą dotknie rurki. A czuła, że jak się puści tyle, to już się sama nie podciągnie bez punktu oparcia. Wtedy najwięcej razy usłyszałam od niej „ciocia, boję się!”. Świat właśnie taki jest – jak pójdziemy dalej niż dotychczas to właśnie lęk jest tym, co nas chroni przed zagrożeniem. Uwielbiam to dzieciom przekazywać.

Kubę dziś bardzo ciekawiło rysowanie kredą. Kredę zwinął z pudełka z ławki, spróbował jak smakuje i oddał się oznaczaniu chodnika świnkami. Podobało mu się zwłaszcza oddawanie kredy i branie nowej, jak to robiły rysujące z nim dzieci. Trochę kontaktu nawiązał z dziadkiem Lili (właścicielki wózka dla lali, którego powożeniem ochotniczo Kuba się zajął) a trochę pobawił się na statku z Leną.



Popołudnie minęło mi w Intercity Mickiewicz w drodze na jutrzejszą Radę Naczelną i późniejsze spotkanie naczelnictwa.



Wieczór spędziłam w siedzibie okręgu mazowieckiego, omawiając z kadrą zlotu „Jutro Powstanie”, jakich gości chcemy zaprosić na poszczególne elementy programu zlotu. Późniejszym wieczorem gościłam w domu naszej byłej naczelniczki, Magdaleny Masiak, rozmawiając o pracy Organizacji Harcerek.

Zaś cały dzień był doświadczeniem chodzenia w innowacyjnym obuwiu. To są buty, które są uosobieniem mojej osobowości – umożliwiają pracę mięśni tak, jak pracują w naturze, w bosej stopie czyli NATURALNOŚĆ i idą w poprzek przyjętym schematom – INNOWACYJNOŚĆ.
Póki co testy wskazują, że są wygodne. Zobaczymy, jak pójdzie w górach.

 


hm. Katarzyna Bieroń
Naczelniczka Harcerek
pracuję w Zespole Szkół Społecznych nr STO
i przedpołudniami zajmuję się Kubą

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz