niedziela, 22 grudnia 2013

Fitnessy, korki i Akcja Paczka.

Mój wpis miał ukazać się w piątek. Jednak Akcja Paczka nie dała za wygraną. Więc jest dziś.

Poprzedni dzień skończył się późno, a może właśnie wcześnie? Usnęłam słuchając konferencji o. Szustaka (tego, którego polecił mi Marek i tego, którego tak rewelacyjnie słuchało się w busie wracając z Litwy leżąc na tylnych siedzeniach), bardzo chciałam wysłuchać całej, ale nie było mi to dane. No nic- siła wyższa.

Poranek- budzik! Drzemka. Budzik! Drzemka. Budzik! Drzemka... Budzik! O nie! Gdzie jest koszulka na fitness? Znowu, jak zawsze, gdy się spieszę, wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy nie znajdują się tam, gdzie ostatnio je widziałam. Ale ufff, koszulka jest. Spodnie? Przecież wsadzałam je do torby! Kiedy frotka do włosów, adidasy i kosmetyczka są tam, gdzie powinny, a kluczyki do Fordzika trzymam w ręce- wybiegam. Jeszcze szybko rzucam okiem, czy kot, którego dokarmiam zjadł wszystko, co zostawiłam mu na noc (i jak zwykle mnie nie zawiódł!) i mogę ruszać. Chociaż nie- gdzie Tomek trzyma skrobaczkę do szyb? Jadę. Korek. (Zwierzę Wam się, że bardzo nie lubię jeździć po Krakowie. Pomimo tego, że prawko mam od pół roku i nie jestem mistrzem kierownicy w związku z tym, bardzo denerwuję się na drodze, kiedy jakiś samochód zbiera się i zbiera na światłach... Zwłaszcza na lewoskręcie na Grunwaldzkim!).

Dojeżdżam spóźniona, szczęśliwie pani w recepcji nie pyta, czy wchodzę na zajęcia, czy na siłownię, więc mogę wejść. Moje dzisiejsze fitnessy to pilates i streatching, więc mogę spokojnie oddychać :). Nie oznacza to, że jest łatwo. Na dodatek, kiedy próbuję odpocząć, pan trener wymownie się do mnie uśmiecha. Zajęcia się kończą, ale dochodzę do wniosku, że przecież mogę zostać na kolejnych! Więc zostaję :). Nie ma ze mną dziś Zosi, więc na koniec nie idę do sauny. Szybki prysznic i do domu.

Po drodze postanawiam zrobić zakupy, jadę do Lidla, gdzie jak zawsze nie mogę się powstrzymać i zachwycam się wszystkimi „deluxami”. Wychodzę obładowana (z zapasem musów czekoladowo- gruszkowych). 

Spotykam się z Tomkiem, by wspólnie, szybko coś zjeść. Przecież zaraz zajęcia z psychologii rozwojowej (to najciekawszy przedmiot, jaki zaproponowała mi uczelnia. Mogę godzinami słuchać p. dr i ciągle jestem tak samo zafascynowana tym, co mówi)- ćwiczenia i wykład.

Wieczór to ponownie Akcja Paczka... Ciągle ktoś daje znać, że jeszcze może nam coś przekazać, więc jeździmy... I trzeba koniecznie kupić siatki! Hurtownia na Makuszyńskiego daje radę. Jeszcze tylko zakupy, przecież kilka osób wpłaciło pieniądze na rzecz Paczki, trzeba je „z głową” wydać- materiały papiernicze, to jest to! Ponownie na Sąsiedzką... 

Już jutro wyjeżdżamy, a cały pokój mam zajęty przez różnego rodzaju artykuły do paczek. Postanawiamy je dziś spakować. Jak zwykle każde z nas ma swój pomysł, więc zanim osiągniemy kompromis, trochę czasu mija. Pakowanie trwa i trwa... Jest już środek nocy, a my odnaleźliśmy jeszcze dwa opakowania Prince-Polo. Pakujemy dalej.

Pisze do mnie Estera (równocześnie do Tomka dzwoni Maciek). Chcą, by przywieźć im serki z Litwy. Nie do końca rozumiemy ich zachwyt nimi, ale pewnie- kupimy!



Ostatecznie udało się zapakować 40 paczek dla dzieciaków, 2 dla ich opiekunek, 3 z trwałą żywnością. Mamy jeszcze materiały edukacyjne dla szkoły, karton ubrań i dużo zabawek i środków czystości dla młodszych dzieci. Dobra- koniec.

Jeszcze tylko jedzenie dla kota...

Kładę się spać znów próbując przesłuchać konferencji o. Szustaka. Jest godzina 3.30. O 6.36 jestem umówiona z Zosią pod Jubilatem. Jedziemy na fitnessy- tym razem intensywniej, bo Brzuchomania i Step.

Dziękuję. Dobranoc.


pwd. Paulina Łabuzek HR

PS. z niedzieli- Już wiem, o co chodzi z tymi serkami, są mniam! Poza zapasem dla rodziny Klimów, w lodówce jest też zapas dla mnie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz