25.04.2014
Ten
tydzień spędzam dość nietypowo, w porównaniu do ostatnich dwóch
miesięcy – w Gummersbach, małej miejscowości położonej w
Nadrenii Północnej-Westfalii, a nie w Berlinie, gdzie mieszkam od
marca.
Do
Gummersbach przyjechaliśmy na seminarium zorganizowane specjalnie
dla stypendystów z Bundestagu* przez Fundację Friedricha Naumanna.
Jest to jedna z tzw. “politycznych fundacji”, które w Niemczech
swoją działalnością wspierają partie polityczne i dbają o
polityczną edukację obywateli. Każda z partii reprezentowanych
przez co najmniej 2 kadencje w parlamencie ma taką fundację.
Friedrich Neumann Stiftung współpracuje z partią liberalną, czyli
z FDP. Co można więc robić u liberałów?
Z
samego rana czeka na nas pyszne i bardzo obfite śniadanie. Zgodnie z
liberalnymi wartościami posiłki organizowane są w formie
szwedzkiego bufetu, każdy ma wolny wybór co zje i każdy na wadze
ponosi konsekwencje tego ile zjadł (a można zjeść dużo, bo
wszystko jest przepyszne)... Po śniadaniu dyskutujemy o tym, jakie
liberalne reformy warto byłoby wprowadzić w naszych krajach.
Koledzy z Balkan i Kaukazu mówią dużo o korupcji, braku wolnej
konkurencji, problemach gospodarczych... Ja, myśląc o Polsce,
zreformowałabym chyba system wyższej edukacji. Na przykład tak jak
jest to w Rumunii, gdzie na roku tylko część miejsc jest
darmowa...
Po
dyskusji i krórtkiej przerwie czas na nową formę pracy. Naszym
zadaniem jest nakręcenie krótkich filmów o wolności. Dostajemy
kamery i 2 godziny czasu. W naszej grupie (7 osób) zaczynamy od
dyskusji czym jest dla nas wolność, co przez to rozumiemy i z czym
się wiąże.. Po trzech dniach faszerowania liberalną ideologią
mamy już ten temat trochę przemyślany, więc idzie nam nieźle...
Kręcenie filmu jest świetną zabawą i staramy się być możliwie
kreatywni. Niestety na koniec okazuje się, że razem z inną grupą
wpadliśmy na taki sam pomysł pokazywania każdej lierki słowa
wolność (niem. Freiheit) i rozwijania ich w dalsze wyrażenia i
zdania.
Bycie
kreatywnym to ciężka praca, więc każdy myśli już o... jedzeniu.
Wcześniej jeszcze oglądamy nakręcone przez nas spoty i wypełniamy
ankiety ewaluacyjne, bo to ostatni dzień czterodniowego seminarium.
Szybkie podsumowanie, obiad i wsiadamy do autobusu. Przed nami
ośmiogodzinna podróż z powrotem do Berlina. Czas w autobusie
próbujemy skrócić spaniem, grami towarzyskimi (mafia), rozmowami i
czytaniem... Niestety pani kierowczyni nie ma żadnego filmu, który
mogłaby nam puścić... Ma też tylk dwie płyty z muzyką, więc
słuchamy w kółko niemieckich i międzynarodowych pop-hitów prosto
z radia (kiedy kolejny raz słyszymy „Happy” albo „ooooooh
brother”, zaczynamy wariować...). W domu, czyli w Berlinie,
jesteśmy o 22.00. Jest wyjątkowo ciepło, więc jakoś nikomu nie
spieszy się domu i jeszcze długo stoimy i rozmawiamy na chodniku na
Adalbertstrasse, zwłaszcza, że spotykamy kolegów i koleżanki,
którzy ten tydzień spędzili w innych częściach Niemiec, na
semiariach u innych fundacji.
Ciężko
będzie w poniedziałek wrócić do biura po długiej przerwie
(święta + seminaria). Na szczęście przed nami krótki tydzień i
długi weekend, bo 1 maja to w Berlinie oficjalne święto! Ja
wybieram się do Krakowa, na apel chorągwi i mianowania
instruktorskie
phm. Hanna Tucznio HR
*Jestem
jedną z 120 stypendystów z ponad 30 krajów, którzy odbywają
praktykę w niemieckim parlamencie.