środa, 19 lutego 2014

Dzień, którego nie ma w kalendarzu.



Dzisiejszy dzień się nie zaczął. W sumie to wczorajszy dzień się nie skończył więc nawet nie dał szans dzisiejszemu na początek… W ten sposób mój rok nie ma 365 dni tylko zdecydowanie mniej :) Całe to zamieszanie to sprawka długiej, nudnej i trudnej sesji! To ona kradnie mi dni!
….. (załóżmy że dzisiaj) jest noc, ciemno, cicho i tylko ja w swoim pokoju z zapalona lampką i tysiącami kartek porozkładanych wszędzie. Nie ma nawet co opisywać, uczę się po prostu do porannego egzaminu. Czasem tylko dzwonie do koleżanki zapytać jak jej idzie, albo wychodzę do kuchni zrobić sobie kawę i herbatę (tak tak, obie rzeczy naraz! kawa mnie ratuje, a herbatę uwielbiam więc nigdy nie mogę się zdecydować).
Do egzaminu zostały 2 godziny, czyli idealnie- godzina na wyjście z domu i godzina na dojazd. Wszystko na styk.
Do mojego pokoju wchodzi tata z pytaniem „czy mogę wziąć twój samochód?”. Najgorzej!  Wiem ze nie mam wyboru i muszę auto pożyczyć (ale wcale nie jestem z tego powodu zadowolona).  Okazuje się, że w ogrodzie zrobiło się takie błoto, że tylko pomoc drogowa może wyciągnąć samochód taty z tego bagna. Jest wielkie zamieszanie, wszyscy starają się pomóc, pchają auto sami albo podpinają do innego samochodu. Wszystko na nic. Nie ma szans. Auto zostaje zakopane w błocie i tym samym ja zostaję skazana na  podróż autobusem(zajmuje to bardzo dużo czasu, którego ja już nie posiadam) Nieważne…
Jakoś udaje mi się dotrzeć na uczelnie na czas. Wchodzimy na egzamin. Nerwy, bo to ostatnia szansa na zdanie.  Brakuje 3 arkuszy egzaminacyjnych, dla kogo? Oczywiście że dla mnie! Wychodzimy z sali, mamy wrócić za godzinę jak reszta napisze. Ostatni moment na powtórkę.. Siadam na schodach i przeglądam notatki. W tym momencie dochodzi do mnie bardzo intensywny zapach tostów i świeżej kawy.
Uświadamiam sobie że rano zapomniałam o śniadaniu! To dobry moment żeby zejść do bufetu i zrobić sobie chwilę przerwy. (Śniadanie to bardzo ważna część mojego dnia. Praktycznie nigdy nie wychodzę z domu głodna. Sama nie wiem jak to się stało że zapomniałam rano zjeść!)
W efekcie pobyt na AGH trwa 4 godz zamiast 1,5.
W drodze powrotnej jadę na szkolenie do mojej przyszłej pracy. Kilka godzin spędzonych na poznawaniu tajników parzenia herbaty, kawy. Przychodzą pierwsi klienci, których sama obsługuje.Super! Bardzo mi się podoba i już nie mogę się doczekać kiedy zacznę tam bywać regularnie!  :)
Wracam do domu.
Siadam na fotelu z laptopem na kolanach żeby opisać Wam mój dzień……


ZASYPIAM!    Na fotelu, z  laptopem,  w dresie..
Zasnęłam w trakcie pisania tej notatki i spałam aż do teraz! (to dobrze ponad 12 godzin- prawie jak po kolonii zuchowej :))
Właśnie dlatego wpis publikuje dopiero dzisiaj, pomimo że wczoraj skończył się mój dyżur. Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone :)

Pozdrawiam i życzę Wam miłego dnia!
pwd. Gabriela Ziernicka wędr.

PS: Właśnie sprawdziłam wyniki i zdałam ten egzamin!
PS2: To pierwszy dzień moich ferii :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz