Wiele osób, które już dawno skończyły szkołę twierdzi, że 1. września wzbudza w nich mnóstwo wspomnień i żałują, że nie mogą tego dnia w biało - granatowym stroju galowym udać się na rozpoczęcie roku. Ja chyba ten etap już zamknęłam i udałam się dalej bez większych sentymentów :) Niemniej jednak w drodze do pracy spotkałam mnóstwo uczniów ewidentnie udających się na szkolne uroczystości. Niech jednak będzie od początku.
Rano udało mi się wstać w miarę sprawnie i wyjść z domu, żeby przebiec moją standardową trasę, która świetnie sprawdza się rano - z domu do ul. Armii Krajowej Młynówką Królewską.
Tego dnia chyba nie byłam w najlepszej formie, bo czas, w którym pokonałam ten dystans był kiepski. W miarę szybko więc wykąpałam się, zjadłam śniadanie, odpisałam na kilka maili i ruszyłam do pracy. Kilka godzin (na szczęście już nie 8 jak w poprzednim miesiącu) spędziłam na nieskomplikowanych pomiarach fizykochemicznych. Po pracy trochę zestresowana wybrałam się do ulubionego sklepu papierniczego zuchmistrzyń w Księgarni Naukowej, żeby kupić prezent urodzinowy dla siostry. Sklep był przepełniony rodzicami z dziećmi wybierającymi okładki zeszytów, piórniki, kupującymi nowe pióra, bo "stare już cieknie". Najgorszy dzień jaki mogłam wybrać na kupowanie prezentu w takim sklepie! Niemniej jednak po 30 minutach przeciskania się między ludźmi i telefonicznych konsultacji z bratem wybraliśmy srebrne pióro, które Agata jutro dostanie z okazji urodzin. W drodze na wydział spotkałam mojego brata i zaczęłam żałować kasy, którą wydałam na rozmowę z nim - mógł przyjść 10 min. wcześniej i sporo bym zaoszczędziła. Trochę chyba za mało zastanawiam się nad korzystaniem z telefonu, robię to bardzo bezrefleksyjnie. Dostaję jakiegoś smsa z czymś ważnym to oddzwaniam, dostaję maila z czymś ważnym to dzwonię, a potem myślę sobie, że to może nie było aż tak pilne? Niemniej jednak wróciliśmy do księgarni, żeby kupić drugą część prezentu - kalendarz. Potem idąc w dół Krupniczą dotarłam do Wydziału Chemii gdzie nie było kompletnie nikogo, poza grupką ludzi z I roku, którzy zdawali jakieś zaliczenie i panami remontującymi pracownie. Niemniej jednak biblioteka była już otwarta, więc wpadłam pożyczyć "Elementy krystalografii chemicznej i fizycznej", bo jeszcze to mnie czeka w tym tygodniu. Po powrocie do domu nie było zbyt wiele czasu, bo musiałam szybko ogarnąć się i jechać na mianowania. W miarę sprawnie spakowałam prezenty dla nowomianowanych przewodniczek, przebrałam się w mundur i pojechałam w miejsce, z którego wyjeżdżałyśmy na kolonię. Tam czekały już na mnie trzy podgórskie drużynowe, które chwile wcześniej tworzyły grę dla zuchów na rozpoczęcie roku harcerskiego. Zgarnęłam Martę do samochodu, a zaraz potem dołączyła do nas Syla, podekscytowana tym, że będzie mogła patrzeć jak zmieniam biegi. Dojechałyśmy do Fortu dosyć wcześnie i wzięłyśmy udział w super ognisku o ostatnich 10 latach naszej chorągwi. Po części przygotowanej przez Olę i Olgę odbyły się mianowanie naszych nowych przewodniczek: Marty Zając i Zosi Merecik, a także dwóch bliskich memu sercu zuchmistrzyń ze Skarżyska: Agaty Świątek i Ady Filipek. Razem z ekipą z hufca i zuchmistrzyniami, które przebyły 150 km, żeby dotrzeć na mianowania wróciłyśmy z ogniska ściśnięte w mikrosamochodzie, który część z Was zna z kolonii w Pisarzowej. Zaskoczona ilością nieodebranych połączeń (15) i wiadomości (8) zaczęłam po kolei oddzwaniać do koleżanek ze studiów, które nie miały jak zanieść zaświadczenia lekarskiego na uczelnię, instruktorek z Wichrów, które w nerwach siedziały na wyborach szczepowego, mojego narzeczonego, który zostawił gdzieś swoje buty do biegania, a w niedzielę startuje w triathlonie i Zuzy Radziszewskiej, która nie mogła uwierzyć, że może już być drużynową. Po ostatnim telefonie Agi, ogarnęłam jeszcze kilka rozdziałów z faz krystalicznych i to byłoby na tyle tego dnia. Specjalne pozdrowienia dla wszystkich, którzy tego dnia do mnie dzwonili i nie odebrałam :)
phm. Karolina Kapica HR
hufcowa Hufca Zuchowego Kraków - Krowodrza "Tajemniczy Ogród"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz